Zmiany w dziedzinie wirtualnej promocji nierzadko miewają znamiona przełomowych, czy wręcz rewolucyjnych. Nie inaczej jest i tym razem, a to za sprawą najnowszego mechanizmu wyświetlania reklam pod ciekawą nazwą „auto ads”.
Co wobec tego powinni zrobić reklamodawcy? Przywitać go z otwartymi ramionami i zacierać ręce z radości odcinając kolejne kupony? A może wręcz przeciwnie – nerwowo zgrzytać zębami i protestować? Nie dokonujmy pochopnych ocen książki po jej okładce.
Planowanie kampanii od tej pory może być jeszcze prostsze. Według wskazówek producenta wystarczy jedynie wkleić pojedynczy wiersz kodu, a odpowiedni skrypt sztucznej inteligencji pokieruje resztą pracy w naszym imieniu i dopasuje format do charakteru oraz treści danej witryny. Pierwsze testy tego narzędzia przeprowadzane były już w okolicach kwietnia ubiegłego roku, jednakże dopiero obecnie zdecydowano się na pełne wdrożenie, a stało się to przede wszystkim dzięki nad wyraz obiecującym wynikom, które wykazały, że przychody zgłoszonych do programu wydawców osiągnęły wzrost na poziomie od 5 aż do 15 procent.
Udział czynnika ludzkiego w marketingu sieciowym jest sukcesywnie ograniczany na rzecz autonomicznych procesów, które podejmując inteligentne decyzje, dążą do uproszczenia i skrócenia czasu pracy, odciążając tęgie głowy specjalistów od wizerunku i minimalizując ryzyko niepożądanych błędów. Jest to świetne rozwiązanie z punktu widzenia małych i średnich przedsiębiorstw, które nie dysponują nakładami kapitału, liczebnością kadr i czasem wolnym na wzmożone wysiłki promocyjne. Uczące się algorytmy pozwalają skutecznie przyciągać kolejnych partnerów i poszerzać zasięgi organiczne postów. Wybór miejsca docelowego pozwoli zbadać, która lokalizacja będzie najtrafniej pokrywać się z aktywnością wybranego targetu, czyli owocować efektem konwersji. Analiza skuteczności wyświetlania pozwala robotom wyciągnąć stosowne wnioski, które zostaną uwzględnione w przyszłych działaniach.
Niektórzy krytycy za potencjalny mankament uważają samodzielne decydowanie maszyny o dokładnej liczebności reklam na stronie, co znacząco zawęża ręczne pole manewru. Beta testerzy niejednokrotnie skarżyli się na nadmierne zaśmiecenie strony, co skutkowało odczuwalnym utrudnieniem w korzystaniu i swobodnym poruszaniu się po niej przez internautów. Odpowiednia konfiguracja pierwotnej wersji pomogła jednak zadbać o komfort użytkowników i zredukować tę wadę do minimum. Narzędzie to może okazać się już wkrótce silnym filarem podczas optymalizacji zaplanowanych kampanii, co w krótkiej perspektywie czasu poskutkuje zauważalnym przełożeniem na monetyzację
Brak komentarzy